O. Bernard Kryszkiewicz CP

Życiorys o. Bernarda, pasjonisty (1915 - 1945)

Zygmunt Kryszkiewicz, pochodził z rodziny Apolonii i Tadeusza i urodził się w Mławie. Wczesne dzieciństwo spędził w rodzinie pozbawionej ojca, który podczas I Wojny Światowej został zesłany na Syberię, a powrócił dopiero w 1921 roku, kiedy młody Zygmuś miał 6 lat. Jego starsze rodzeństwo to Hilary, Helena, Maria i Jerzy, który umiera wcześnie. W tym czasie samotna matka wychowywała dzieci, zajmując się również początkowo sprawami męża, który prowadził warsztaty mechaniczne w Mławie. Obciążona różnymi obowiązkami zmuszona była oddać na jakiś czas małego Zygmunta na wychowanie babci, potem zaś wszyscy wyjechali na Pomorze do Lubawy, gdzie dzieci pobierały naukę m.in. u Sióstr Szarytek. Po powrocie do Mławy w 1922 roku na świat przychodzi najmłodszy syn, Jan, z którym Zygmunt będzie szczególnie związany.

Pisma o. Bernarda

Zobacz wybrane pisma Sł. B. o. Bernarda Kryszkiewicza CP. Znajdziesz tu niektóre jego listy, kazania i rozważania.

Lata 20-ste u Zygmunta, to wzrost samodzielności i pobieranie nauki w Państwowym Gimnazjum im. Wyspiańskiego w Mławie. W szkole poznaje nowych kolegów, jest tam lubiany, gdyż jest wesoły i koleżeński, uczy się dobrze, lubi zawody i rozgrywki sportowe w szkole i po zajęciach. W szkole zachowywał porządek, ale był dość ruchliwym dzieckiem, potem uczniem. Choć potencjalnie zdolny, utalentowany, jednak nie potrafił wykorzystać swej zdolności z powodu lenistwa, rozproszenia, nie był pilnym i systematycznym w nauce. W trzecim roku nauki okazuje się, że Zygmunt musi zostać w tej samej klasie i powtarzać z powodu złych wyników. Uczeń zbyt pochłonięty innymi zajęciami nie przykładał się do nauki. Wobec takiej sytuacji matka zaproponowała przeniesienie Zygmunta do bardziej rygorystycznej Szkoły Apostolskiej Ojców Pasjonistów w niedalekim Przasnyszu. Miała nadzieję, iż pod okiem zakonników Zygmunt podejmie się systematycznej pracy, a może i ułatwi mu rozeznanie swej drogi życiowej. Można przypuszczać, iż matka marzyła o tym, by syn został kapłanem. Tadeusz Kryszkiewicz, wobec problemów szkolnych syna, przystał na tę propozycję.

W 1928 roku Zygmunt rozpoczyna naukę w Szkole Apostolskiej św. Gabriela poddając się rygoryzmowi szkoły zakonnej. W tym czasie zaczyna się jego bogata korespondencja z najbliższymi, na podstawie której można dowiedzieć się o rozwoju osobowościowym tego młodego ucznia. Dojrzewa w młodym człowieku myśl o wybraniu drogi życia zakonnego. Młody człowiek przyzwyczajony do swobody, rozrywek dziecinnych, musiał ze sobą rozpocząć swoistą walkę, by poskromić w sobie to co niedojrzałe, niedoskonałe, a z drugiej strony podejmuje ascetyczne praktyki. Jedną z nich jest nakaz milczenia albo przypominanie stałej obecności Bożej. W szkole zakonnej czyni postępy w nauce, zaczyna przewyższać pod tym względem innych kolegów, uczy się obcych języków, staje się pilnym uczniem, z którego pomocy korzystają też inni. Stara się być uczynnym i koleżeńskim wobec innych, zajmuje się często opieką tymi, którzy rozpoczynają naukę w szkole, zawsze uśmiechnięty, pogodny, udziela wskazówek i pouczeń kolegom z pierwszego roku nauki. Jednocześnie Zygmunt w szkole przasnyskiej lubił na wakacjach się bawić, pływać w rzece, wędrować pieszo, wykorzystać dobrze czas przeznaczony na rozrywkę. Jego religijność się pogłębiła, wzrasta zamiłowanie do modlitwy i miłość do Matki Bożej, w końcu powołanie kapłańskie i zakonne. W godzinach samotności umiał zatapiać się w modlitwie, skupiać się na tym co najważniejsze, oddawać się Matce Bożej. Już wtedy sam układa modlitwę ofiarowania siebie Jezusowi przez ręce Maryi. Czytamy w niej m.in.: „(…) Ja, Zygmunt, grzesznik niewierny, odnawiam i zatwierdzam dzisiaj w obliczu Twoim śluby chrztu św. wyrzekam się na zawsze szatana, jego pychy i dzieł jego, a oddaję się całkowicie Jezusowi Chrystusowi, Mądrości wcielonej, by pójść za Nim niosąc krzyż swój po wszystkie dni życia. Bym zaś wierniejszy mu był niż dotąd, obieram Cię dziś Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego za swą Matkę i Panią. Oddaję Ci i poświęcam jako niewolnik Twój ciało i duszę swą, dobra wewnętrzne i zewnętrzne, nawet wartości dobrych moich uczynków, zarówno przeszłych jak obecnych i przyszłych, pozostawiając Ci całkowite i zupełne prawo rozporządzania mną i wszystkim bez wyjątku co do mnie należy według Twego upodobania ku większej chwale Boga w czasie i wieczności. (…)”.

Pisząc do swego ojca Zygmunt przekonuje o większej wartości życia zakonnego aniżeli życia świeckiego, używając argumentów nadprzyrodzonych: „Przecież wiesz dobrze drogi ojcze, że największe bogactwo ziemskie trzeba będzie zostawić, a tylko nasze uczynki pójdą za nami, a my za nie odbierzemy nagrodę lub karę. Musimy zatem być zawsze gotowi na śmierć, bo nie wiemy kiedy ona przyjdzie. A czyż to nie łatwiej czynić w klasztorze aniżeli w świecie? Na cóż więc gromadzić sobie bogactwa, które niezawodnie i szybko przeminą? Czyż nie lepiej skarbić sobie żywot i chwałę nigdy nie przemijającą? A jakże łatwo to czynić w klasztorze w tym domu Bożym, gdzie mamy zawsze z sobą tego Króla nad królami. O jakże jestem tu szczęśliwy!” Pisze już bezpośrednio o ukrytym darze powołania, kierując w tym samym liście słowa pouczenia do matki: „Jeżeli bym tą duszę stracił, już nic nie miałbym do stracenia, bo już wszystko byłoby stracone. Więcej miłości nie mogłabyś mi okazać nad tą jakiej doznałem od Ciebie, gdy wstąpiłem do klasztoru i poznałem to ciche a tak szczęśliwe życie. O jak szczęśliwa jest dusza powołana do tego [życia], zacisza klasztornego, jeśli nie zdradza swego powołania, ale owszem wierna łasce Bożej chętnie i wytrwale odpowiada głosowi Bożemu. Im w murach klasztornych jest dłużej tem jest szczęśliwsza ponieważ lepiej poznaje tą wielką łaskę powołania a zatem do większej wdzięczności ku dobrotliwemu Stwórcy czuje się pobudzona”.

W 1931 roku przychodzą na Zygmunta pewne wątpliwości, które zachęcają go do zerwania ze szkołą, do powrotu do rodzinnego domu. Pisze o tych wewnętrznych rozterkach w liście do swej matki: „cierpieniem moim jest tęsknota, która szatan stara się wyciągnąć mię z klasztoru. Jakże szczęśliwe życie przedstawia mi mimo wszystko w domu. Tam, zdaje się, znalazłbym tylko ukojenie i radość. Jakiś dziwny wstręt czuję do otoczenia, do klasztoru i Przasnysza całego. Nic mi się tu teraz nie podoba, wszystko mnie gniewa, nic mnie nie cieszy, w przeciwieństwie do domu i Mławy, które stają mi przed oczyma w najbardziej malowniczym i imponującym świetle.(…) czuję, że nie jestem na swoim miejscu, tak szatan stara mi się odebrać spokój i pogodę ducha”. Przypisuje ten stan doświadczeniu, jakiemu poddaje Jezus wybrane dusze, które są mu oddane.

Wakacje w miejscowości Święta Rozalia. Przed rozpoczęciem nowicjatu.

W 1933 roku pragnie, by koledzy zapamiętali jego ostanie imieniny, gdyż po tym poważnie zaczyna przygotowywać się do nowicjatu. To zetknięcie się z Pasjonistami okazało się dla niego do końca nie wystarczające, bo choć przez 5 lat zjadał chleb klasztorny, jak sam pisał, to jednak dopiero dogłębne przeżycie samotności, w ciszy celi, blisko Boga, daje możliwość życia zakonnego w sposób prawdziwy. Pisał do rodziców: „O jakiż kontrast do życia koszarowo-miejskiego! Trzeba jednak samemu osobiście je poznać, aby potem bezstronnie je porównać i ocenić”.

Pomimo różnych oporów ze strony niektórych członków rodziny, pomimo ich podejmowanych prób odciągnięcia Zygmunta od myśli wstąpienia do zakonu, ten jednak podejmuje ważny krok życiowy i jesienią 1933 roku, po 10-dniowych rekolekcjach przygotowujących, i po obłóczynach w Przasnyszu (14 września), już jako Bernard od Matki Pięknej Miłości rozpoczyna roczny nowicjat w klasztorze na Wielkopolsce (Sadowie- Golgota). Choć był to ciężki okres próby, sam pisał już przy jego zakończeniu: „Nie wiem dlaczego, ale dla mnie ten tak zwany najcięższy okres nowicjatu, w którym miały czekać różne próby ciężkie i twarde, w którym rygor miał być posunięty do najwyższego stopnia – dla mnie ten rok jest bezwzględnie najszczęśliwszym w całym mojem dotychczasowym życiu. Tutaj dopiero zacząłem pojmować tajniki tego serca, które tak bardzo ludzi ukochało”. W nowicjacie pogłębił swoje nabożeństwo do Maryi, uczył się trwać na głębokiej modlitwie w kaplicy zakonnej, a także wykorzystał swe zdolności apostolskie, dzieląc się refleksjami podczas wygłaszania przemówień przez nowicjuszy. Stara się nie zaprzątać myśli sprawami błahymi, pisze do swej matki: „Zakonnik, a tem bardziej początkujący nowicjusz powinien bez przerwy dążyć do jak najdoskonalszego zjednoczenia się z Bogiem… a takie wiadomości są ku temu przeszkodą”. Mistrz nowicjatu orzekł, iż jeżeli tak pójdzie, jak obecnie, będzie świętym. I rzeczywiście, szkoła nowicjatu okazała się dla młodego konfratra nie udręką, ale szkołą świętości i doskonalenia się by oddać się całkowicie Jezusowi i Maryi. To było dla niego fundamentem dla składanych czterech ślubów zakonnych (czwarty ślub – rozważanie i głoszenie Męki Chrystusa). Śluby zakonne złożył 11 listopada 1934 i od tej pory stał się pełnoprawnym członkiem Zgromadzenia Męki Chrystusa, czyli Pasjonistów.

Kolejne lata (1934-39) to czas studiów w Polsce i w Rzymie. Przez 2 lata pobiera naukę w Przasnyszu i w Sadowiu, korzysta z wykładów filozofii i teologii miejscowych Pasjonistów, potem z grupą innych kleryków wyjeżdża do Rzymu, gdzie studiuje teologię, mieszka w Domu Generalnym na Monte Celio. Nabiera postawy zrozumienia swego powołania, pragnie świętości dla siebie, aby służyć innym. Przełożeni byli z niego zadowoleni, gdyż od początku wykazywał się zdolnościami pedagogicznymi, powierzano mu pod opiekę innych postulantów, których wprowadzał w życie zakonne. Opiekuje się duchowo także swoim rodzonym bratem, Janem, który przechodzi okres dorastania i buntu, odchodzenia od praktyk religijnych. Sam poddaje się, jak by się wydawało, monotonnemu życiu zakonnemu, ale z drugiej strony było to okazją do nieustannego wzrastania w Bogu, oraz służby innym, jak sam pisał: „kochać Boga miłością świętych, poświecić dlań wszystko, jak najwięcej serc zdobywać dla Jego miłości, nade wszystko miedzy najbliższymi”. Z drugiej strony ma świadomość swej niedoskonałości, małości wobec spraw ludzkich i Bożego zamysłu: „Mały ja jestem wobec Boga, mały w mych zasługach, mały w cnotach, o wiele mniejszy, jak sam o tem sądzić mogę, a jeszcze mniejszy, jak inni o tem myślą, ale to moje maleństwo pozwala mi właśnie, nie ufać, ale być pewnym, że modlitwy moje będą wysłuchane”. Ten przejaw duchowości terezjańskiej jest szczególny dla Bernarda Kryszkiewicza, gdyż właśnie Teresę od Dzieciątka Jezus wybrał sobie jako patronkę i umiłowana świętą w czasie dojrzewania i formacji zakonnej.

Kleryk Bernard Kryszkiewicz przed wyjazdem na studia w Rzymie.

Jesienią 1936 roku klerycy wyjeżdżają do Rzymu, Bernard Kryszkiewicz poznaje Wieczne Miasto, pozostawia po sobie dobre wspomnienia zakonników. O Teofil, dyrektor studentatu nazywa go „najdroższym i najlepszym zakonnikiem i studentem”. W Rzymie Bernard Kryszkiewicz jeszcze głębiej uświadamia sobie ogromny dar jaki otrzymał od Boga, swoje powołanie, które przysparza mu wiele szczęścia: ” (…) Bóg jest bardzo hojny, za grosz daje miliony. Odkąd oddałem się Jego Sercu zacząłem żyć szczęśliwie, i to tak, że nigdy nie da mi się tego wyrazić jak należy. Dziwne to szczęście, którego nic zakłócić nie może, nawet cierpienie (…)”. Dokonuje ponownie głębszej refleksji nad swoim życiem, zwłaszcza drugiej połowy tego okresu, od momentu rozpoczęcia formacji zakonnej aż do spodziewanych święceń subdiakonatu i diakonatu. Wyraża wdzięczność Bożemu Sercu, pragnie odpowiedzieć na Jego pragnienia, odnosi wrażenie, iż Bóg przemienia jego wnętrze, dokonuje się hierarchizacja wartości w życiu duchowym oraz ma poczucie niedoskonałości swych słów wypowiadanych o Bogu: „(…) jak mało ma dla mnie powabu wszystko to, w czem nie mogę dostrzec Boga! Serce moje nigdzie poza Nim nie znajduje zadowolenia. Przecież dobry Bóg pozwala poznać mi świat o wiele szerzej niż innym, a mimo to… jedyną treść znajduję w wielkiej ciszy wielkiego kochania – w sercu, w którym jest On. Z ludźmi nie umiem rozmawiać. Wszystko to co mi mogą powiedzieć stanowi dla mnie pustkę, a nawet kiedy mówię o Bogu trudność znajduję: do innego chciałoby się powiedzieć, a co innego wychodzi ze słów”.

W tym czasie po raz pierwszy Bernard zaczyna odczuwać bóle głowy. Z czasem powtarzają się i nie pozwalają na studiowanie a nawet na modlitwę brewiarzową. W marcu 1937 r. przyjmuje tonsurę, w tym samym roku, w listopadzie składa śluby wieczyste, a subdiakonat w Wielką Sobotę 16 kwietnia 1938 r. Świecenia diakonatu i prezbiteratu otrzymał w roku 1938. Dnia 3 lipca w Bazylice świętych Jana i Pawła otrzymuje świecenia kapłańskie, zostaje prezbiterem. Wspomina swe odczucia w liście: „zostałem kapłanem Boga zastępów. Zostałem pośrednikiem między niebem i ziemią, Stwórcą i stworzeniem, tym, który każdego dnia wstępuje do ołtarza Pańskiego, tym, na którego rękach każdego poranka spoczywa Bóg, Słowo wcielone, tym, do którego mają przychodzić serca złamane, by mówić to, czego częstokroć nie ośmieliłyby się wyznać własnemu ojcu, matce, bratu, najzaufańszemu przyjacielowi … zostałem kapłanem”.

W tym też roku stan zdrowia na tyle się pogarsza, że przełożeni zmuszeni są odesłać go do Polski na odpoczynek. Początkowo zimą 1938 roku przebywa w Sadowiu, potem zostaje wysłany z innym współbratem do klasztoru SS. Szarytek w Pęcherach. Spędza tam czas nie tylko na rekonwalescencji, jego osoba, jak wynika z relacji sióstr, promieniowała osobowością na otoczenie, siostry, dzieci w świetlicy, młodzież przy pracach społecznych.

Po kilkutygodniowym pobycie w Pęcherach ojciec Bernard udaje się do klasztoru Pasjonistów w Rawie Mazowieckiej. Jeszcze w maju odprawia swoją mszę prymicyjną, podczas której usilnie pragnie aby wszyscy członkowie jego najbliższej rodziny przystąpili do sakramentu Eucharystii.

Z wybuchem II wojny światowej Bernard Kryszkiewicz znalazł się w Przasnyszu, dlatego wraz z grupą zakonników odbył podróż do Rawy Mazowieckiej. W Karniewie ojcowie pomagali miejscowemu proboszczowi w spowiedzi. Po dotarciu do Rawy Mazowieckiej do przepełnionego klasztoru, po rozpoczęciu ewakuacji ludności, odbyła się dalsza ucieczka przed zbliżającym się frontem walk. Z tego okresu wspomnienia o ojcu Bernardzie zostawił o. Stefan Szafraniec. Po rozdzieleniu się zakonników, do ojca Szafrańca w drodze do Żelechowa w ostatniej chwili przed nalotem dołączył o. Bernard, który chciał skorzystać z pomocy doświadczonego kapłana. Podróżowali w kierunku Międzyrzecza, Białej Podlaskiej, Piszczaca, Chotyłowa, i Dąbrownicy, aż w końcu do parafii Tuczna. Podróż przez cały czas odbywała się w strojach zakonnych, różnymi środkami transportu, pieszo, wozami konnymi lub okazją z żołnierzami Wojska Polskiego.

W tej miejscowości, jak wspomina o. Stefan Szafraniec obaj przebywali „blisko rok”. Zakonników gościnnie przyjął ks. Józef Kocyk, który odradzał dalszej podróży. W Tucznej ojcowie pomagali proboszczowi przy nabożeństwach niedzielnych, w kolędowaniu oraz zorganizowaniu ministrantów. O. Bernard zgromadził wokół swej osoby chłopców, których nauczał służby liturgicznej, a którzy mogli zostać ministrantami. Brat Marcin Bielski wspomina o. Bernarda Kryszkiewicza z tego czasu jako człowieka odważnego, troskliwego, który zawsze gotów był służyć pomocą, radą, pocieszyć, wyspowiadać czy zatroszczyć się o chorych czy rannych.

W kwietniu 1940 r. O. Bernard dociera do klasztoru w Rawie Mazowieckiej i w tym miejscu pozostaje już przez całą II wojnę światową. Rawa Mazowiecka znalazła się pod okupacja niemiecką w ramach tzw. Generalnego Gubernatorstwa blisko granicy tego terytorium.

Ojciec Bernard Kryszkiewicz przebywał w jedynym działającym klasztorze pasjonistów w czasie wojny w Polsce, poddając się życiu zakonnemu i pracy apostolskiej na tyle na ile mogły pozwolić ówczesne warunki. W tym czasie podlegał swemu przełożonemu, o. Stanisławowi Michalczykowi, pełniącemu obowiązki wiceprowincjała. Wymóg sytuacji i czasów skłania go do noszenia odzieży cywilnej. Przez cały ten czas odczuwa bóle głowy, o których pisze: „głowa jak zwykle ni tak ni owak”.

Okres rawski dla o. Bernarda Kryszkiewicza jest decydującym o jego wzroście w świętości, heroiczności cnót. Wiele świadectw, wspomnień, rozmów na temat tej postaci oraz same listy o. Bernarda pisane do rodziny, zachowane w archiwach i wykorzystane w procesie beatyfikacyjnym, są świadectwem takiej postawy Sługi Bożego wobec rzeczywistość w jakiej dane było mu żyć i pracować. Pisze w tym czasie o swym głębokim pragnieniu ofiarowania siebie dla innych: „Chcę żyć dla dusz, głównie tych najbiedniejszych, najnieszczęśliwszych. Pragnienie to z każdym dniem potężnieje we mnie z coraz większą siłą. Pożera mnie po prostu pragnienie niesienia pomocy, skutecznej pomocy tym najbardziej potrzebującym. Jakże piękne jest posłannictwo kapłana!”. Pisze także, iż ma nadzieję na zdanie egzaminów w Kurii Warszawskiej co pozwoliłoby mu rozszerzyć swą działalność duszpasterską, dlatego potem w pełni czuje się kapłanem szczęśliwym, dużo czasu spędza w konfesjonale, początkowo z powodu bólu głowy nie wygłasza kazań, lecz potem wyjeżdża na rekolekcje i kazania okazjonalne do innych parafii. Zajmuje się opieką nad wysiedlonym księdzem z Wielkopolski, który zamieszkał w klasztorze rawskim, a przede wszystkim spełnia się jako kierownik duchowy i spowiednik.

W 1942 roku wyznaje rodzinie:: „praca moja zamyka się w słuchaniu spowiedzi, głoszeniu kazań, dysponowaniu chorych, uczeniu 3 naszych kleryków i uczeniu siebie samego”. Dalej padają słowa: „Cel jaki w życiu wytknąłem sobie jest wysoki i wyższego pomyśleć się nie da. Czyż więc można się dziwić, że stoi mi on ciągle przed oczyma, że na wszystko patrzę tylko przez jego pryzmat, że on mnie pochłania całkowicie, i to wszystko, co się z nim nie łączy nudzi mnie śmiertelnie”. W listach pisze o trudnych warunkach w mieście i w samym klasztorze, o panującej epidemii tyfusu, grasujących bandach rabujących dobra materialne, o wywożeniu ludności na roboty, likwidacji getta żydowskiego i pozostałych po nich nędznych domach- ruderach, ale też o doprowadzeniu przez formację zakonną i intelektualną trzech kleryków do święceń kapłańskich jesienią 1943 roku i podróży na prymicje na południe Polski. Udziela też tajnych lekcji religii i włącza się akcję zbiórki na rzecz rodaków przebywających w oflagach i stalagach.

Zajmuje się także pracą pisarską, spisuje swoje dziełka, „Dialogi z Ukrzyżowanym”, „Pedagogikum”, „Rozważania o Męce Pańskiej na każdy dzień tygodnia”, układa własne modlitwy, sentencje oraz wygłasza wiele kazań i nauk rekolekcyjnych. W jego tekstach, osobistych modlitwach przejawia się także jego wewnętrzna postawa służby, ofiarności i cierpienia. W 1944 roku układa modlitwę do Matki Bożej, w której zapisuje słowa : „pozwól mi cierpieć – cierpieć wiele, cierpieć też bez miary i dlatego pozwól mi wyniszczać się (…)”.

W 1944 roku o. Bernard udziela się licznie pracom apostolskim, jak sam stwierdza, jest „zahukany pracą” (od 12.II do 3.04.1944 r. przeprowadza pięć serii rekolekcji), dużo spowiada i odczuwa z tego powodu ogromną satysfakcję. W ostatnim roku wojny, dnia 16 stycznia, w dramatycznych okolicznościach, kiedy wojsko okupanta miało dokonać egzekucji mężczyzn rawskich, dochodzi do bombardowania miasta przez wojska sowieckie przychodzące ze wschodu, miasto zostaje zniszczone, jednak klasztor i kościół ocaleją. Wtedy klasztor zamieniono na szpital dla rannych, a swoją posługę ofiaruje o. Bernard wobec chorych, choć jak sam humorystycznie pisze, jemu pozostało „wymachiwanie warząchwią przy kuchni”. W rzeczywistości, według relacji świadków, wraz z innymi dźwigał rannych do podziemi klasztoru, potem opiekował się, wspierał duchowo, psychicznie tych, którzy się załamywali. Relacjonuje dr Jadwiga B. Makowiecka: „Nie mógł (…) obojętnie przejść obok cierpiącego życia rannych leżących na bruku rawskim, po piwnicach i polach, mężnie pomagał znosić rannych broczących krwią do klasztoru (…). Pamiętam jak walczył z pewnym ciężko rannym porucznikiem, który w cierpieniach swych zaprzeczał bóstwu Chrystusa, co się równało przekreśleniu samej istoty chrześcijaństwa. O. Bernard i tę trudność, widząc nieufność rannego zdołał przezwyciężyć”.

Po zakończeniu działań wojennych o. Bernard Kryszkiewicz zostaje skierowany jako nowy przełożony do zniszczonego częściowo klasztoru w Przasnyszu. Zajmuje się odbudową kościoła, który w czasie wojny służył za spichlerz oraz klasztoru, który służył za niemiecki szpital wojskowy i więzienie lub magazyn. Początkowo, w marcu 1945 r. zamieszkuje prywatnie u osoby świeckiej, potem u sióstr Klarysek – Kapucynek, u nich odprawia msze święte, wygłasza dla nich nauki duchowe i dopiero w Wielką Niedzielę zaczyna sprawować Eucharystię w kościele Pasjonistów. Przenosi się do zaimprowizowanego pokoju bez szyb, w którym niewiele jest mebli. Potem dołączają do niego inni zakonnicy. O. Bernard zajął się administracją terenu, odnową budynków, kompletowaniem mebli, wyposażenia, gromadzeniem bielizny kościelnej i klasztornej. W maju wygłasza kazania maryjne, a wiele osób spowiada się po długiej przerwie wojennej. W czerwcu O. Bernard wyjechał na parę dni do rodzinnej Mławy po bieliznę, po powrocie okazało się że jest chory, a lekarz zdiagnozował tyfus brzuszny.

Pod opieką siostry szarytki, o. Bernard leczył się parę dni w klasztorze, potem został przewieziony do szpitala. Choroba początkowo lekka, rozwijała się, niszczyła organizm. Siostra Helena Kasińska radziła wzmocnić serce jednak nie zdecydowano się na ten krok z powodu braku lekarza. Ostatnie jego dni dobrze pamiętał młody kapłan, o. Jan Wszędyrówny, który podczas wojny był jego wychowankiem. Odwiedzał chorego w szpitalu, udzielał mu Komunii Świętej. Ojciec Bernard czuł się coraz gorzej fizycznie, choć duchowo był mocny. Kiedy zaś stan się pogorszył do Przasnysza przyjechał wiceprowincjał, o. Juliusz Dzidowski, poproszony udzielił mu namaszczenia chorych. Wyczuwało się atmosferę przygnębienia, gdyż odchodził jakże potrzebny kapłan i zakonnik. Ostatniego dnia powtarzał słowa „Jezu kocham Cię”. Jak relacjonuje świadek śmierci sługi bożego: „Klęczałem koło niego i płakałem. W pewnej chwili odezwałem się do niego: Ojcze Bernardzie, ja chciałbym umrzeć za ciebie, abyś ty żył, ponieważ jesteś lepszy, potrzebniejszy Zgromadzeniu. I wtedy wyszły słowa zdradzające człowieka Bożego: Co to znaczy, że ja bym chciał, lepsze to, co Bóg chce”. Potem nastąpiła agonia, niespokojna walka jeszcze o życie. Ojciec Bernard Kryszkiewicz umarł w szpitalu, rano dnia 2 lipca 1945 roku. Po paru dniach modlitw przy trumnie, odbył się uroczysty pogrzeb ojca Bernarda Kryszkiewicza, trumnę ze szczątkami, obłożoną białymi liliami pochowano w podziemiach kościoła Pasjonistów w Przasnyszu.

O. Bernard był kapłanem maryjnym. Przez całe swoje życie kapłańskie, a wcześniej w trakcie formacji zakonnej oddaje się pod opiekę Matce Bożej Pięknej Miłości. Potem już w życiu dojrzałym przypomina o swoim poddaniu się Maryi. We wrześniu 1944 roku o. Bernard odnotowuje rocznicę swoich obłóczyn i to, że w uroczystość Podwyższenia Krzyża oddał się w szczególny sposób pod opiekę Maryi, która prowadziła go „w pokoju „i „uświęcała w prawdzie”. W dziesięciolecie ślubów zakonnych ponawia swoje oddanie Matce Pięknej Miłości, a jest to akt pełen miłości spalającej się „bez granic i miary”. Słowa wypisane na złożonej w czworo kartce, często używanej, noszonej przy sobie, teraz są ponowione nowym oddaniem Matce Pięknej Miłości: 

O Maryjo, Matko moja, Matko Pięknej Miłości i Matko niezmiernej boleści! Pozwól mi kochać Boga, kochać Go sercem własnym i serc milionami, kochać bez granic i miary; kochać tak, jak On sam kochać się kazał. I dlatego pozwól mi cierpieć wiele, cierpieć też bez miary. I dlatego pozwól mi wyniszczać się, wyniszczać ciągle, ustawicznie, choć powoli i niepostrzeżenie, jak wyniszczałaś się dla mnie. Ty, nieporównana Matko moja, Ty Bezmiarze Boleści i Bezmiarze Miłości (...). Matko ukochana, ja cały do Ciebie należę. Wszystko, co posiadam twoją jest własnością i wszyscy mi bliscy do Ciebie należą. Ukochana Matko, uczyń mnie świętym. Doprowadź też do zbawienia i świętości wszystkich mi bliskich. (...)

W Notatkach zachowało się wiele innych myśli, sformułowań, nawiązujących do tego aktu oddania, świadczących o głębokiej wierze, oraz prostym przeżywaniu swej relacji z Maryją i Panem Bogiem. Oto niektóre myśli i postanowienia kierowane do osoby Matki Bożej: 

Całe Jej życie - to jeden wielki ból, jedna rana, jedno rozdarcie. Uczynił mnie spustoszoną, przez wszystek dzień żałością utrapioną przez wszystek dzień doczesności.

Matka Pięknej Miłości przede wszystkim na Golgocie.

Wyniszcza się ustawicznie dla dziecka, ale wyniszcza tak cicho, tak niepostrzeżenie, że nawet sama tego nie czuje, i jedynym świadkiem tego wyniszczenia jest wszechwidzące oko Boga.

Przyrzekam Ci, że w ciszy mego życia zakonnego nie zostawię Cię samej na Kalwarii. Pragnę stać pod Krzyżem z Tobą.

Jego credo postawy w cierpieniu i kapłaństwie, w jego służbie Zakonowi Pasjonistów można wyrazić Jego słowami: „Odkąd rozpocząłem swe posłannictwo kapłańskie na tej ziemi, coraz wyraźniej wyczuwam, jak potężny jest jęk boleści, jaki każdego dnia wzbija się z tego wygnania ku niebu; a przecież objąć całkowicie jego ogromu nie zdążę nawet do śmierci. I dlatego też lubię mówić o cierpieniu. Lubię, bo przecież Chrystus tak dużo poświęcił na ocieranie łez wyciskanych bólem; kapłan zaś, będąc Jego zastępcą na ziemi, powinien też iść Jego śladami.” 

W czerwcu 2010 roku przekazano do Polski poprawioną i ukończoną tzw. Positio, pod pełną nazwą: Beatificationis et canonizationis servi dei Bernardi a Matre Pulchrae Dilectionis (in saec.: Sigismundi Kryszkiewicz) Sac. Prof. e Congregatione Passionis Jesu Christi (1915-1945). Positio super vita, virtutibus et fama sanctitatis. Congregatio de Causis Sanctorum, Prot.N.1216. Plocen. Jej opracowanie było dziełem Postulatora Generalnego Zgromadzenia Męki Jezusa Chrystusa, o. Giovanni Zubiani CP. Dokument ten przekazany został do Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.